Wszyscy, którzy wiedzą o nas wiedzą mają na to bardzo różne spojrzenie. Jedna osoba wini mnie za to, że nie umiem uwolnić się od niego, druga wini jego, że potrafi zorientować się, że go kocham. A jaka jest prawda. Ciągle upieram się, że jest nie świadomy tych uczuć. Tak naprawdę w tym wszystkim nie ma niczyjej winy. Jego na pewno nie ! A mojej też nie. Czasem myślę, że to wszystko co było między nami po prostu było nam potrzebne. Często myślę, że to właśnie dzięki niemu wiem czym jest miłość, co to znaczy kochać. Dzięki niemu znam uczucie poświęcenia dla kogoś. Dzięki tej relacji nauczyłam się cierpliwości, czekania, radości ze spotkania. Jeśli uznałabym, że to on jest winny to z pewnością znienawidziłabym go a jeśli się kogoś tak bardzo lubi jak ja jego to nie chce się go nienawidzić. Pewnie, że jest tak, że ja bardzo tęsknie ta tęsknota oczywiście mnie bardzo boli. Ciągle mam w głowie słowa, że każdy potrzebuje ideału miłość i niech tak zostanie. Ostatnio mam taki czas, że bardzo go pragnę, w sensie rozmowy, wymiany myśli ale także dotyku, przytulenia. Z biegiem lat nauczyłam się żyć w tej tęsknocie, w tych niespełnionych pragnieniach. Pewnie, że może to nie jest taka miłość o której marzyłam. Cierpię w tej miłość z tęsknoty, z ukrywania uczuć, z tego by nikt się nie dowiedział ale z drugie strony dzięki niemu wiem co to znaczy mieć motyle w brzuchu i to jest jakiś pozytywny aspekt tej miłości.
W tej relacji nikt nie jest winny. Ostatnio coraz częściej zastanawiam się czy on wie ? Czy się chociaż domyśla? Jak by zareagował na prawdę? Myślę, że on jest trochę taki naiwny, że na myśl by mu nie przyszło, że jakaś inna kobieta oprócz jego żony mogłaby się w nim zakochać. Tym bardziej ja. Nie umiem sobie wyobrazić jego reakcji na prawdę. Pewnie byłby zmieszany, zaskoczony. Tylko,że ja nie wiem czy chciałabym, żeby on wiedział prawdę. Tak sobie myślę, że przyzwyczaiłam się do tego jak wyglądają nasze relacje. Przyzwyczaiłam się do czekania, do tęsknienia, do tego, że pragnę a nie dostaję, do tego, że czasem nastawię się na coś a potem to się nie udaję i czuje się rozczarowana. Najbardziej dziwnie czuje się gdy widzę go z żoną. Lubię jego żonę, nie czuje się od niej ani lepsze ani gorsza. Tylko jak widzę ich miłość ogarnia mnie takie jakieś dziwne uczucie. Bardzo staram się, żeby to nie była zazdrość ale jest we mnie rodzaj jakiegoś smutku spowodowanego pragnieniem takiej samej relacji. Chciałabym, żeby mnie też ktoś tak kochał. A teraz to muszę się zadowolić tym co jest. Do wszystkiego można przywyknąć.